22.12.2012
Cześć, jeśli myślicie, że zacznę ten wpis od "Mój drogi pamiętniczku..." to się mylicie, to dziennik, tak.
Mój dziennik zacząłem pisać wtedy gdy pod łóżkiem Jane znalazłem zeszyt, było w nim bardzo dużo nie prawdziwych wyzwisk o mnie. Od czasu zabicia jej rodziców mnie nienawidzi, lecz ja traktuję ją jak młodszą, głupią siostrzyczkę, która rzucała mi się z nożem do gardła, to nie było dziwne. Dziwne było, iż od rana nasz wujaszek jarał się z jakiegoś powodu. W jednej chwili robiło się to wręcz nienormalne. Sprzątał (dobrowolnie). Miał nawet dobry humor, wiec ja, Jane, Toby, Sally, Ben, Jack, Jack, Hoody oraz Masky (czy zapomniałem o kimś z tej jakże cudownej rodzinki?) nie poszliśmy do szkoły. Co było dla nas jak zbawienie. Aktualnie siedzę sobie na kanapie i oglądam "Obecność", Film ogólnie nie wciąga, ale za to złość Jane jest bezcenna. Chyba od zawsze bała się oglądać horrory, kiedyś musiałem ją przywiązać do krzesła, żeby obejrzała ze mną, na marne, bo zamykała oczy i w pierwszych minutach filmu zasnęła. Do późnego popołudnia było spokojnie i luźno. Dopóki wujo nie oznajmił nam, że będziemy mieć nowego domownika. (Proszę, niech to będzie ktoś normalny, khahah) A ja, jak jakiś chłopczyk na posyłki mam się tą osobą opiekować. Halo, Slendi, ty tu jesteś niania. Ale dobra, czego to ja już nie robiłem... Nie może być nic gorszego niż opieka nad Sally. Więc... Dam radę. Nasz kochany kapeć bez twarzy zabrał mnie, E. Jacka i krasnala (Bena) do lasu, gdzie ma być ta ważna osoba. Widocznie tylko ja i Jack nie wiedzieliśmy kto to. Chociaż Jack... Kto go tam wie. Zostaliśmy wyprowadzeni na łąkę, która wygląda jak pole, tak też myślałem na początku. Jest jakaś góra, a na samej górze drzewo. Byliśmy schowani za krzakami, które mnie uwierały w... Mniejsza. Wujo był zaniepokojony. Dalej nie wiem po kiego grzyba tu jesteśmy. Wtedy powiedział "Siedzi tam.". Co? Że kto? Gdy przyjrzałem się bliżej zobaczyłem długie, białe włosy, bladą twarz, małą osobę przy drzewie. Dziwne, nie widziałem jej, dopiero teraz się pokazała. (mówili mi, żem ślepy, ale... Aż tak?) Zapytałem się kto to jest, ale odpowiedź usłyszałem po kilku dobrych i długich minutach. "Devil, dziecko szatana, Lucufera. Anioł zbawienia, ona istnieje", że co poproszę?! Cała reszta była nią tak zafascynowana, ale ja nie wiedziałem z jakiej pety. Nagle mała, szczupła osóbka, ta dziewczyna, wstała i zaczęła iść w stronę ścieżki. Łąka jest całkiem duża, gdy oddaliła się od drzewa obróciła się, spojrzała na księżyc, potem w stronę drzewa wyciągnęła rękę, rozłożyła ją jakby chciała złapać wszystkie gałęzie. Drzewa były łyse, śniegu nie było. Zobaczyłem jak ' ona ' zaciska dłoń, a na drzewie pojawiał się ogień. "Co to do cholery jest?!" pamiętam jak wykrzyknąłem te słowa, a dziewczyna spojrzała się w naszą stronę. Potem jakbym dostał czymś ciężkim w głowę. Ciekawe który to mnie tak urządził, po prostu zabije.
Mój dziennik zacząłem pisać wtedy gdy pod łóżkiem Jane znalazłem zeszyt, było w nim bardzo dużo nie prawdziwych wyzwisk o mnie. Od czasu zabicia jej rodziców mnie nienawidzi, lecz ja traktuję ją jak młodszą, głupią siostrzyczkę, która rzucała mi się z nożem do gardła, to nie było dziwne. Dziwne było, iż od rana nasz wujaszek jarał się z jakiegoś powodu. W jednej chwili robiło się to wręcz nienormalne. Sprzątał (dobrowolnie). Miał nawet dobry humor, wiec ja, Jane, Toby, Sally, Ben, Jack, Jack, Hoody oraz Masky (czy zapomniałem o kimś z tej jakże cudownej rodzinki?) nie poszliśmy do szkoły. Co było dla nas jak zbawienie. Aktualnie siedzę sobie na kanapie i oglądam "Obecność", Film ogólnie nie wciąga, ale za to złość Jane jest bezcenna. Chyba od zawsze bała się oglądać horrory, kiedyś musiałem ją przywiązać do krzesła, żeby obejrzała ze mną, na marne, bo zamykała oczy i w pierwszych minutach filmu zasnęła. Do późnego popołudnia było spokojnie i luźno. Dopóki wujo nie oznajmił nam, że będziemy mieć nowego domownika. (Proszę, niech to będzie ktoś normalny, khahah) A ja, jak jakiś chłopczyk na posyłki mam się tą osobą opiekować. Halo, Slendi, ty tu jesteś niania. Ale dobra, czego to ja już nie robiłem... Nie może być nic gorszego niż opieka nad Sally. Więc... Dam radę. Nasz kochany kapeć bez twarzy zabrał mnie, E. Jacka i krasnala (Bena) do lasu, gdzie ma być ta ważna osoba. Widocznie tylko ja i Jack nie wiedzieliśmy kto to. Chociaż Jack... Kto go tam wie. Zostaliśmy wyprowadzeni na łąkę, która wygląda jak pole, tak też myślałem na początku. Jest jakaś góra, a na samej górze drzewo. Byliśmy schowani za krzakami, które mnie uwierały w... Mniejsza. Wujo był zaniepokojony. Dalej nie wiem po kiego grzyba tu jesteśmy. Wtedy powiedział "Siedzi tam.". Co? Że kto? Gdy przyjrzałem się bliżej zobaczyłem długie, białe włosy, bladą twarz, małą osobę przy drzewie. Dziwne, nie widziałem jej, dopiero teraz się pokazała. (mówili mi, żem ślepy, ale... Aż tak?) Zapytałem się kto to jest, ale odpowiedź usłyszałem po kilku dobrych i długich minutach. "Devil, dziecko szatana, Lucufera. Anioł zbawienia, ona istnieje", że co poproszę?! Cała reszta była nią tak zafascynowana, ale ja nie wiedziałem z jakiej pety. Nagle mała, szczupła osóbka, ta dziewczyna, wstała i zaczęła iść w stronę ścieżki. Łąka jest całkiem duża, gdy oddaliła się od drzewa obróciła się, spojrzała na księżyc, potem w stronę drzewa wyciągnęła rękę, rozłożyła ją jakby chciała złapać wszystkie gałęzie. Drzewa były łyse, śniegu nie było. Zobaczyłem jak ' ona ' zaciska dłoń, a na drzewie pojawiał się ogień. "Co to do cholery jest?!" pamiętam jak wykrzyknąłem te słowa, a dziewczyna spojrzała się w naszą stronę. Potem jakbym dostał czymś ciężkim w głowę. Ciekawe który to mnie tak urządził, po prostu zabije.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz